Ach te wszystkie granice, które sami sobie wyznaczamy.
Że: „OK, tyle jestem w stanie zrobić, wyjść trochę ze strefy komfortu, ale dalej to już przesada.”
A może nawet nieodpowiedzialność!
Trochę mnie kosztowała decyzja, żeby wyjechać na rok do Redding bez zabezpieczenia finansowego, ale kiedy planowaliśmy podróż do Kenii, byliśmy przekonani, że tym razem tak nie może być: w końcu to Afryka! A potem jakoś tak się sprawy potoczyły, że bilety lotnicze do Nairobi kupiliśmy tydzień przed wylotem, za jedyne pieniądze, jakie mieliśmy. Ruszaliśmy z dziećmi do Afryki na 7 tygodni z zabezpieczeniem na 1 tydzień. Śmialiśmy się z tego, bo już zdążyliśmy się nauczyć, że prawda jest ukryta w Tym, który jest sprawcą i dokończycielem, a nie w liczbach na naszym koncie. W tym temacie Bóg poszerzył moje granice.
ALE.
Są jeszcze inne sprawy w życiu. Większe, mniejsze. Na przykład granica obciachu: trzyma się dość blisko mnie.
Oczywiście daleko od domu ta granica też się oddala, ale już we własnym „Nazarecie” depcze po piętach.
Pojechaliśmy do Krakowa, żeby tłumaczyć studentów BSSM, którzy na 2 tygodnie dołączyli do Mofele Missions/Iris Kraków. M.in. ewangelizacja na Rynku, rozmowy 1:1 ze spacerowiczami.
Luz – myślałam – będziemy tylko tłumaczyć. Będziemy przezroczystymi pośrednikami – myślałam – nie otrze się to o granice mojego komfortu. A tu niespodzianka: Bóg mi mówi, że mam wziąć do ręki mikrofon i powiedzieć kilka słów.
Boże! Ale to jest ewangelizacja z mikrofonem na ulicy! Przecież wiesz, że JA takich rzeczy nie robię! Miejscowa ekipa jest zaprawiona w boju, studenci sami się na to zdecydowali, ale to nie moja rzecz! Ja tu jestem tylko pośrednikiem! „No właśnie.” – słyszę.
I wiem oczywiście, co to oznacza: za chwilę będę stała z tym mikrofonem na Rynku, bo to JEGO rzecz, a ja jestem tylko pośrednikiem. Żaden człowiek by mnie do tego nie namówił.
Ale wiem już, że Jemu nie odmówię. Znam Go na tyle, że wiem: jest dobry. Każda rzecz, którą robi, jest dobra. Widziałam to, doświadczyłam tego tak wiele razy, że nie stać mnie na „nie”.
Oczywiście mam wybór: zmierzyć ze strachem teraz, zmierzyć się z nim jutro; albo mogę się z moim strachem zmierzyć za rok.
Nie ja pierwsza i nie ostatnia mam taki problem ;D.
Paweł pisze do Tymoteusza:
„Bóg bowiem nie dał nam ducha lęku, lecz Ducha mocy, miłości i trzeźwego myślenia.
Nie wstydź się więc świadectwa o naszym Panu. Nie wstydź się też mnie, jego więźnia. Cierp raczej wraz ze mną dla dobrej nowiny i czyń to w mocy Boga.
On nas zbawił i zaszczycił świętym powołaniem. Nie kierował się naszymi czynami, lecz swoim planem i łaską, daną nam w Chrystusie Jezusie już dawno, przed wiekami.” (II Tym 1: 6-9)
Czyli nie tylko zbawienie, ale też nasze powołanie jest umocowane w planie i łasce danej nam w Jezusie. Uff, czyli nie chodzi o mnie :D, tylko o Niego.
A jednak!, poszerza moje granice. Uwalnia mnie od strachu przed człowiekiem. Co za Bóg!